Cudzysłów w tytule został użyty jak najbardziej świadomie. Trzeba sobie bowiem zdać sprawę, że wciąż nie istnieje coś takiego, jak rdzennie polski smartfon, czyli telefon zaprojektowany i wyprodukowany od A do Z nad Wisłą. Konstrukcje rodzimych marek (choć o obcojęzycznych nazwach) są produktami importowanymi i dystrybuowanymi na terytorium Polski, co nie zmienia faktu, że mają swoich wiernych użytkowników. Nietrudno odgadnąć, co jest tajemnicą sukcesu.
Tak zwane polskie smartfony zrobiły furorę na polskim rynku dzięki dwóm elementom: przede wszystkim bardzo atrakcyjnej cenie, a także temu, że... nie kojarzą się z polskimi firmami. Spójrzmy chociażby na markę Kruger&Matz. Konia z rzędem temu, kto nie pomyślał, że to niemiecki producent. Firma jest dziś jednym z europejskich liderów tempa wzrostu sprzedaży elektroniki użytkowej.
Polskie firmy oczywiście nie produkują samodzielnie smartfonów, ale importują je z Chin. Tamtejsi producenci są gotowi obrandować swoje urządzenia czymkolwiek, byle tylko bilans się zgadzał. Stąd też w pewnym momencie na rynku nastąpił wysyp smartfonów marek:
Każdy, kto interesuje się rynkiem smartfonów, doskonale zna te marki. Wielu miało ich telefony w dłoni lub nawet użytkowało je przez dłuższy czas. Początkowo urządzenia tych marek były do siebie bardzo podobne, a technologicznie były wręcz identyczne. Łączyło je coś jeszcze: fatalna jakość. Gdy firmy zorientowały się, że wydają zbyt dużo na serwis urządzeń, postawiły na pewniejszych producentów. To przyniosło efekty.
„Polskie” smartfony powoli przestają się kojarzyć z tandetą. Rzeczywiście, ich jakość stopniowo się poprawia, a kilka czołowych firm pozwoliło sobie nawet na wypuszczenie na rynek tzw. flagowców, czyli najmocniejszych telefonów z całej rodziny. Warto tutaj wspomnieć chociażby o Kruger&Matz Live 2 czy Goclever Insignia 500.
W porównaniu do markowej konkurencji są to oczywiście smartfony co najwyżej przeciętne, ale pamiętajmy o cenie. Możliwość kupienia bardzo porządnego telefonu z dużym wyświetlaczem i niezłymi parametrami za mniej niż 1000 złotych, to dla wielu użytkowników gratka.
Smartfony obrandowane markami polskich firm można porównać do samochodów Dacia. Niektórzy się z nich śmieją, inni nawet na nie spojrzą, ale jest też duża grupa klientów, którzy kupią taki prosty, nierzucający się w oczy pojazd do spokojnego użytkowania na co dzień. Wolą nowe auto w cenie kilkuletniej limuzyny, aby zyskać gwarancję i mieć nadzieję na bezproblemową eksploatację. Z „polskimi” smartfonami jest tak samo.