Nie jest żadną tajemnicą, że współczesny sprzęt elektroniczny wytrzymuje znacznie krócej niż ten sprzed 10-20 lat. Mało kogo dziwi sytuacja, w której bardzo dobrze wyposażony laptop już po 2 latach nadaje się do wymiany, a najnowszy smartfon po roku użytkowania notorycznie się zawiesza lub wyłącza. Wina leży nie tylko po stronie zaawansowanych i delikatnych podzespołów, ale także zjawiska planowanej awaryjności. Na czym to polega? Przeczytaj.
Pojęcie planowanej awaryjności pojawiło się już kilka lat temu. Na początku dotyczyło tylko branży motoryzacyjnej. Zwolennicy tej teorii twierdzili, że producenci celowo projektują auta w taki sposób, aby po określonym czasie się psuły, a naprawa była mało opłacalna. Miało to zmuszać właścicieli do regularnego wymieniania samochodów.
Planowana awaryjność, czyli planned obsolence, obecnie jest obserwowana głównie na rynku elektroniki użytkowej. Aby uwierzyć w tę teorię wystarczy przypomnieć sobie telewizory kineskopowe, które potrafiły (i nadal potrafią) pracować 20-30 lat bez żadnej awarii. Podobnie było (i jest) ze starymi pralkami, lodówkami czy telefonami komórkowymi.
Obecnie osoby kupujące urządzenia elektroniczne nie mają nawet co marzyć o tym, że sprzęt posłuży im kilkanaście lat. To ma być właśnie efekt planowanej awaryjności. Scenariusz, w którym urządzenia są obecne na rynku latami, nie jest korzystny dla producentów, którzy zarabiają przede wszystkim na nowych modelach. Dlatego nie dość, że współczesne sprzęty szybko się psują, to jeszcze ich naprawa jest z reguły niemożliwa lub w najlepszym przypadku nieopłacalna.
Planowana awaryjność przez lata była traktowana w formie mitu, jednak w końcu temat zainteresował nawet unijnych urzędników. Ze specjalnie przygotowanego raportu wynika jasno, że coś jest na rzeczy. Sprzęty służą nam coraz krócej, a w niektórych przypadkach „trwałość” urządzeń ociera się wręcz o absurd.
Oto przykłady żywotności, czy raczej nieżywotności urządzeń elektronicznych:
Te dane potwierdzi większość użytkowników. Mało kto bierze dziś pod uwagę scenariusz użytkowania nowego smartfona dłużej niż 2 lata. Automatycznie przyjmujemy, że sprzęt się popsuje, a już na pewno będzie to dotyczyć systemu operacyjnego. Jednak Komisja Europejska chce z tym zjawiskiem walczyć. W jaki sposób?
Być może niedługo na urządzeniach elektronicznych będą się pojawiać specjalne etykiety informujące o tym, czy dana rzecz jest trwała, czy można ją naprawić, czy może jest to produkt jednorazowego użytku. Etykiety mają być podobne do tych, które dziś opisują klasę energetyczną sprzętu.
Bez względu na przyszłe decyzje urzędników musimy się pogodzić z tym, że słowa „trwałość” i „elektronika” nie idą dziś w parze.