Chińskie marki coraz śmielej poczynają sobie na świecie. Nazwy Xiaomi, One czy Meizu przestały być egzotyczne i powoli zdobywają zaufanie konsumentów. Wpływają na to bardzo pozytywne recenzje poszczególnych sprzętów, które niemal zawsze kończą się takim samym stwierdzenie: „Skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać?” Jest to oczywiście aluzja do tego, że chińskie urządzenia kosztują często wielokrotnie mniej niż ich markowa konkurencja. Dobrym przykładem może być chiński tablet np. Xiaomi, którego cena prezentuje się wyjątkowo atrakcyjnie w porównaniu do chociażby iPada. Czy to rzeczywiście okazja? A może jednak ryzyko?
Chińskie tablety (ale i smartfony) spokojnie mogą już walczyć z europejską czy japońską konkurencją na parametry. Chińscy producenci doskonale wiedzą, że aby przekonać konsumentów i przełamać stereotypy na temat fatalnej jakości urządzeń z Państwa Środka, muszą zaproponować coś więcej. Dlatego bardzo często tablety z Chin oferują teoretycznie lepszą wydajność za niższą cenę.
Właśnie – teoretycznie. Praktyka pokazuje bowiem, że bywa z tym bardzo różnie. Papierowe parametry to nie wszystko, a każdy, kto interesuje się rynkiem mobile, doskonale wie, że na działanie urządzenia największy wpływ ma stabilna praca systemu operacyjnego. I tutaj zaczynają się schody.
Chińskie tablety w ogromnej większości korzystają z Androida. Problem w tym, że chińscy producenci stosują bardzo dziwne nakładki i niepotrzebnie „grzebią” w czystym systemie. Efekt jest taki, że nakłada wygląda pięknie i bardzo funkcjonalnie, ale szybko zaczyna szwankować.
Osobny problem stanowi wciąż bardzo dyskusyjna jakość wykonania chińskich tabletów. Niedziałające gniazda, zrywane połączenia Wi-Fi i Bluetooth, bugi na matrycy – to niemal standard, z którym wielu konsumentów się pogodziło biorąc poprawkę na cenę.
Wszystko zależy od tego, jak duże oczekiwania mamy względem tabletu. Jeśli ma to być po prostu kolejny gadżet, który prędzej czy później trafi na dno szuflady, to nie ma oczywiście sensu przepłacać za markowy produkt. Chiński tablet w zupełności zadowoli niedzielnego użytkownika, a będzie przynajmniej znacznie tańszy.
Jeśli jednak urządzenie ma być wykorzystywane intensywnie, w tym do pracy, to trzeba się poważnie zastanowić. Chodzi już nie tylko o jakość wykonania i bezawaryjność sprzętu, ale także wsparcie producenta i gwarancję. Wiele chińskich firm nie ma jeszcze europejskich przedstawicielstw, co oznacza, że kupując tablet np. na chińskim portalu aukcyjnym, w momencie jego awarii można sobie co najwyżej poprzeklinać pod nosem. Komu będzie się chciało wysyłać tablet do Chin i czekać tygodniami na jego naprawę?
Sprawa ma się zupełnie inaczej z chińskimi tabletami, które mają europejskie przedstawicielstwa (jak Xiaomi) lub są sprzedawane pod znanymi markami: Lark, Manta, Goclever, Kruger&Matz. W takiej sytuacji ryzyko jest niskie, bo gwarancję i tak realizuje przedstawiciel.